— Trzeba spalić ten list jak najprędzej... to mogłyby stąd wykniknąć wielkie nieszczęścia.
— Niestety! nie nasza to wina... dobra nasza matka wychowała nas w dzikim kraju, w Azji, jak mogła...
— Czy przypominasz sobie, kiedy nas zaprowadził do naszej kuzynki, panny Adrjanmy, tak delikatnej, grzecznej, uprzejmej, jak nam mówił z(podziwem: „czy uważacie, moje dzieci? jak to panna Adrjanna jest piękna, jak dowcipna, jak szlachetne, wspaniałe ma serce, a przytem jak przyjemna, jak miła!“
— I dlatego pewno, moja kochana Róziu, nasz ojciec, porównywując nas z naszą kuzynką i tylu innemi ładnemi pannami, nie może się nami pochlubić... A on, co tak jest kochany, tak poważany, takby pewno rad mieć nas piękne, iżby mógł poszczycić się swemi córkami.
Nagle Róża, kładąc rękę na ramieniu siostry, rzekła jej smutnie:
— Słuchaj, słuchaj... jak to ktoś głośno mówi w pokoju ojca.
— Nie wypada nam tu dłużej pozostawać... chodźmy do naszego sypialnego pokoju...
— Dlaczego, moja siostro?
— Niechcący słyszałybyśmy słowa naszego ojca, a on pewno nie spodziewa się, żebyśmy tu teraz były...
— Ach! mój Boże!... rzekła Blanka, blednąc i mimowolinie się zatrzymując — to do Dagoberta tak mówi...
— Cóż się więc stało... że tak mówi do Dagoberta, który mu nigdy nie dał powodu do gniewu?...
Gdy się rozległ łoskot czegoś rzuconego czy też złamanego ze złości w przyległym pokoju, biedne sieroty tak się przelękły, iż wybladłe i drżące pobiegły do swego pokoju i zamknęły za sobą drzwi.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1179
Ta strona została skorygowana.