Oto jaka była scena, której odgłos tak mocno przestraszył Różę i Blankę: Najprzód sam jeden będąc w swym pokoju, marszałek Simon, rozjątrzony do najwyższego stopnia, zaczął w uniesieniu prędko i niespokojnie chodzić po pokoju. Jak lew zraniony, drażniony, dręczony, miota się, rzuca wściekle w klatce, tak właśnie marszałek Simon, ledwo chwytając oddech, prędko biegał po pokoju, albo raczej skakał; już to chodząc, uginał się, jakby go uciskał ciężar gniewu.
Wreszcie stanął, tupnął nogą w gniewie, przystąpił do kominka i tak gwałtownie zadzwonił, aż urwana taśma od dzwonka pozostała mu w ręku. Na to dzwonienie przybiegł z pośpiechem służący.
— Czy nie powiedziałeś Dagobertowi, że chcę z nim mówić? — zawołał marszałek.
— Dopełniłem rozkazu waszej książęcej mości, ale pan Dagobert odprowadził syna aż do bramy dziedzińca.
Służący wyszedł a jego pan znowu chodził po pokoju, mnąc ze złości list, który trzymał w lewej ręce. Ten list podał mu niewinnie Ponury, który widząc go wracająceg do domu, zabiegł mu drogę łasząc się. Nareszcie otworzyły się drzwi i wszedł Dagobert.
— Tak dawno kazałem cię wołać, a doczekać się ciebie nie mogę — zawołał marszałek gniewnie.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1180
Ta strona została skorygowana.
XV.
LEW RANIONY.