wiem, przemawiający do serca, tak mocno wzruszający, iż ochłonąwszy z pierwszego strachu, sieroty miały mu się rzucić w objęcia, lecz przypomniawszy sobie polecenia bezimiennego listu, mówiące im, jak przykremi były dla ojca oznaki ich przywiązania, spojrzawszy na siebie nieznacznie i wstrzymały się. Qkrutnem również zrządzeniem losu, marszałek także pałał w owej chwili chęcią otworzenia swych rąk dla uściskania dzieci. Patrzał na nie z rzewną rozkoszą; czynił nawet lekkie poruszenia, jakgdyby chcąc je, przywołać do siebie. Lecz biedne dzieci, sparaliżowane przewrotnemi radami, pozostały milczące, niewzruszone, drżące. Na tę pozorną nieczułość, uczuł marszałek, że mu braknie odwagi; już nie mógł powątpiewać dłużej, córki jego nie pojmowały ani jego strasznego udręczenia, ani rozpaczającej miłości.
— Zawsze ta sama oziębłość — pomyślał sobie — ale myliłem się.
A jednak ukrywając swoje uczucia, zbliżył się do córek i rzekł głosem spokojnym:
— Dzień dobry wam, moje dzieci...
— Dzień dobry, mój ojcze — odpowiedziała Róża, mniej lękliwa od swej siostry.
— Nie mogłem odwiedzić was... wczoraj — rzekł marszałek wmieszanym głosem — byłem tak zajęty, miałem interesy tak ważne... dotyczące służby... Wreszcie nie macie mi pewno za złe... żem o was zapomniał? A gdybym ja był przymuszony oddalić się na jakiś czas — mówił powoli marszałek — przebaczyłybyście mi także... nie martwiłybyście się moją nieobecnością, nieprawdaż?
— Wielceby to nas martwiło... gdybyś sobie dla nas, mój ojcze, czynić miał jakikolwiek przymus... rzekła Róża, przypomniawszy sobie bezimienne listy, które im mówiły, jaką to ojciec czyni z siebie dla nich ofiarę, gdyż ze względu na nie nie może się oddalić.
Po tej odpowiedzi, danej bojaźliwie, a w której marszałek spostrzegł tylko naiwną obojętność, tenże już nie
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1187
Ta strona została skorygowana.