ręce i twarz ku niebu... chcąc prosić Boga, aby mu wytłumaczył tę tajemnicę, która zachwycała go nadzieją. Wtedy pierwszy raz oczy jego zobaczyły Chrystusa na krzyżu, panującym nad Kalwarją, tak samo jak tułająca się żydówka wlepiła swój wzrok w granitową powiekę świętego męczennika.
— O! Zbawicielu!... — wołał żyd — mściwa ręka Twoja sprowadza mnie do stóp tego tak ciężkiego krzyża, który Ty dźwigałeś, zmęczony trudami. O! Chrystusie! gdy chciałeś zatrzymać się i odpocząć na progu mego biednego mieszkania i kiedy ja, w nielitościwej zatwardziałości, odepchnąłem Cię, mówiąc: „Idź!... idź!...“ otóż po mojem tułaczem życiu, jestem nareszcie przed tym krzyżem... i otóż nakoniec moje włosy bieleją. O! Chrystusie! jeżeli w twej boskiej dobroci przebaczyłeś mi już, jeżelim już stanął u kresu mej wiecznej podróży; Czyliż nareszcie Twoja niebiańska łaska obdarza mnie pożądanym grobowym spoczynkiem, który, niestety! dotąd przede mną stronił?... O! jeżeli łaska Twoja zstępuje na mnie... niechże także zstąpi na niewiastę, która równą mojej ponosi karę!... Miej także opiekę nad ostatnimi potomkami mego pokolenia. Jakiż los ich czeka? Panie, już jeden z nich, jeden tylko, którego zepsuło nieszczęście, zniknął z tej ziemi. Czy to dlatego zbielały moje włosy? Czy moja zbrodnia wtedy dopiero będzie zmazana, gdy na tym świecie nie pozostanie ani jeden potomek naszej przeklętej rodziny? Oh! powiedz... powiedz, Panie, czy uzyskam odpuszczenie z nimi? Czy będą ukarani ze mną?...
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Po zmierzchu nastąpiła burzliwa, czarna noc... żyd modlił się ciągle, klęcząc u stóp Kalwarji.