raczy — rzekła pokornie dewotka — nie mogłam odmówić sobie okazania mego podziwu, bo, prawie tak jak wasza wielebność przepowiedziałeś... czyli przewidziałeś przed niedawnym czasem, już dwóch członków rodziny Rennepontów przestało zajmować się kwestją dziedzictwa...
— Tylko proszę nie śpieszyć się zbytecznie z pochwałami — rzkł Rodin niecierpliwie — a siostrzenica księżnej? a indjanin, a córki marszałka Simon? Czy oni też przestali ubiegać się o dziedzictwo?
— Nie, bezwątpienia.
— Widzi więc księżną; nie traćmy czasu na winszowanie sobie przeszłości; myślmy o przyszłości... Wielki dzień zbliża się... Pierwszy czerwca już niedaleko... dałby to Bóg, żebyśmy nie ujrzeli czterech pozostałych jeszcze członków tej rodziny, żyjących w owej epoce w grzesznem zaślepieniu i zagarniających cały spadek...
— Najdrudniej będzie pewno z Adrjanną...
— Może, gdyby się nam udało, co zamierzamy... możeby, mówię, posłużyło to nam za środek... do nawrócenia jej — rzekł Rodin dziko, szkaradnie się uśmiechając — bo dotąd, od chwili gdy, na nieszczęście, zbliżyła się do Indjanina, zdaje się, że nic wesela tych dwojga pogan zmieszać, ani zamącić nie zdoła... jest ono świecące i jak djament twarde, tak iż nawet ostry ząb Faryngei ugryźć go nie może... Lecz miejmy nadzieję, że sprawiedliwy Bóg położy koniec temu występnemu szczęściu.
Tę rozmowę przerwał wielebny ksiądz d‘Aigrigny; wszedł on do sali z miną triumfującą i we drzwiach jeszcze będąc zawołał:
— Zwycięstwo!
— Co mówisz, wasza wielebność? — zapytała z pośpiechem księżna.
— Odjechał... tej nocy — rzekł ksiądz d’Aigrgny uradowany.
— Któż to taki? — odezwał się Rodin.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1200
Ta strona została skorygowana.