Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1202

Ta strona została skorygowana.

— Ach! to okropna rzecz — zawołała księżna — a gdzie jest teraz ten biedny człowiek?
— Zaniesiono go tymczasem do jednego z przenośnych ambulansów w Paryżu, gdyż dotąd wystąpiły tylko objawy cholery...
— Co się tyczy bezimiennych listów — rzekł nagle Rodin — jest okoliczność, o której dobrze będzie wiedzieć waszej wielebności.
— O cóż to idzie?
— Oprócz listów, o których wasza wielebność wie, marszałek odebrał jeszcze inne, o których wasza wielebność nie wiedziałeś, a w których starano się wszelkiemi sposobami rozjątrzyć jego złość przeciw waszej wielebności, przytaczając mu wszystkie powody, dla których powinien go nienawidzieć.
Ksiądz d’Aigrigny spojrzał na Rodina w osłupieniu i zawołał, mimowolnie zarumieniwszy się:
— Ależ w jakim to celu... wasza wielebność tak działałeś?
— Najprzód, żeby odwrócić od ciebie podejrzenia, jakieby obudzić mogły te listy; potem, aby rozdrażnić złość marszałka aż do szaleństwa To wszystko powinno było zmusić go do tego szalonego, awanturniczego przedsięwzięcia, które jest skutkiem i karą jego bałwochwalstwo dla nędznego przywłaszczyciela.
— Niech i tak będzie — rzekł ksiądz d’Aigrigny z wymuszoną miną — lecz uczynię waszej wielebności uwagę, że marszałek, rozdrażniony do ostateczności, pamiętając o naszej wzajemnej nienawiści... mógłby mnie szukać 1 spotkać się ze mną...
— Doprawdy? — rzekł Rodin z największą wzgardą — czy jeszcze wasza wielebność pamięta o tem... o tym głupim punkcie honoru? Czy jeszcze sukienka waszej wie/lebności nie przygasiła w nim tego ślicznego zapału? Ten rębacz, którego biedną, pustą, jak próżna beczka mózgownicę rozstroiłem, wymówiwszy kilka słów czaro-