Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1214

Ta strona została skorygowana.

tych łotrów... drugą, że byłeś tak dalece bezczelnym, że ich oskarżyłeś; obie te rzeczy są podłe, haniebne... jesteś dla mnie człowiekiem podejrzanym. Wynoś się, wynoś prędko, twój widok nie może być zdrowy dla tych dzieci.
— Miałem zaszczyt oznajmić panu cel mego przybycia, mój panie.
— Wiadomość od marszałka Simon, nieprawdaż? — rzekł żołnierz.
— Tak właśnie, kochany panie; szczęśliwy jestem, że mogę przynieść panu nowiny od marszałka — odpowiedział Rodin, zbliżając się znowu do dziewcząt.
— Ależ do stu katów! mój panie — zawołał Dagobert piorunującym głosem — przykro mi będzie przemocą wyrzucić człowieka w twym wieku! Skończy się to przecie, czy nie?
— No, no — rzekł Rodin łagodnym tonem — nie gniewaj się pan na takiego starego, dobrego człowieka, jak ja jestem. Czyliż ja na to zasługuję, o cóż się tu gniewać?... Niech i tak będzie,,, idźmy do pana... powiem panu, co mam powiedzieć... a pewno będziesz pan żałował, że mi nie pozwoliłeś mówić w obecności tych kochanych panien, będzie to dla pana karą za jego złość...
To mówiąc, Rodin, znowu się ukłoniwszy, ukrywając swoją złość, przeszedł przed Dagobertem, który przymknął drzwi, skinąwszy na dziewczęta, aby pozostały w pokoju.
— Dagobercie, jakież to są nowiny od naszego ojca? — rzekła Róża do żołnierza, widząc go wracającego w kwadrans po wyjściu z Rodinem.
— Otóż!... stary ten czarownik wie rzeczywiście, że marszałek odjechał i że odjechał z radością; mówi, że zna pana Roberta. Skąd on to wszystko wie?.... Nie mogę pojąć — dodał żołnierz — ale przez to samo już nie powinienem mu ufać.
— A jakież to są nowiny od naszego ojca? — zapytała Róża.