— Prędko, prędko, chodź co żywo ze swemi żelazami...
Szczęściem, jeden z przybywających mężczyzn miał wełnianą kołdrę; w chwili, kidy udało się przecie młodemu misjonarzowi wyrwać rękę z zębów Moroka, zarzucono kołdrę na głowę szaleńcowi i skrępowano bez żadnego niebezpieczeństwa, mimo, że się gwałtownie szamotał. Wtedy Gabrjeł podniósł się, rozdarł rękaw sutanny i, obnażywszy lewą rękę w miejscu, gdzie było widać głęboką ranę, krwią broczącą, siną, dał znak posługaczowi, aby się do niego zbliżył, schwycił rozpalone do czerwoności żelazo i nieustraszoną ręką przyłożył je raz i drugi do rany, z heroicznym spokojem, na który się zdumieli wszyscy obecni. Lecz niebawem czoło Gabrjala pokryło się dużemi kroplami potu; długie jego włosy przylgnęły do skroni; twarz jego zbladła... zachwiał się na nogach... stracił przytomność i przenieść go musiano do przyległego pokoju, aby mu tam udzielić ratunku.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Wkrótce po strasznej scenie Gabrjela z Morokiem, którąśmy opisali, Róża i Blanka weszły pomieszane, przestraszone, w towarzystwie siostry Marty, do obszernej sali, do której naznoszono mnóstwo kobiet, nagle zapadłych na cholerę.
Siostra Marta towarzyszyła córkom marszałka Simon; powiedziawszy im pocichu kilka słów, pokazała im ustawione rzędami łóżka po jednej i po drugiej stronie przepierzenia, potem udała się na drugi koniec sali, dla wydania rozkazów. Jakkolwiek miały mocne postanowienie nie zrażać się przykrym widokiem cierpiących, jednak, na widok smutnej sali, uczuły na chwilę brak odwagi; bolesne przeczucie wzbudziło w nich żal tak heroicznej nieroztropności; nareszcie od kilku minut zaczynały uczuwać zimny, coraz mocniej przejmujący dreszcz; potem bolesne łupanie w skroniach; lecz, nie znając się na tych