Powiódłszy latarką tu i owdzie po ziemi i naokoło siebie, pokazując żydowi pod starym z obwisłemi gałęziami cisem świeżo usypaną mogiłkę, grabarz rzekł mu.
— To tu...
— Z pewnością wiesz?...
— Tak, tak... dwa ciała w jednej’ trumnie... to nie tak często się zdarza.
— Niestety!... obie w jednej trumnie! — rzekł żyd i westchnął.
— Kiedy teraz znasz już miejsce... cóż chcesz jeszcze? — zapytał się grabarz.
Samuel nic nie odpowiedział.
Padł na kolana, schylił pobożnie głowę nad ziemią, okrywającą dół, potem, powstawszy, łzami zalany, przystąpił do grabarza i przez jakiś czas mówił z nim pocichu... do ucha... bardzo skrycie... choć nikogo, prócz nich, nie widać było na cmentarzu. Wszczęła się tajemna rozmowa, którą noc pokryła swą ciemnością. Grabarz przestraszony tem, czego żądał od niego żyd, zrazu wzdragał się. Lecz gdy żyd zaczął namawiać go, nalegać, prosić, płakać, gdy wreszcie, ofiarowując, mu złoto, brzęknął niem, grabarz, po długim oporze, dał się nakłonić, lubo drżący z bojaźni wobec tego, co obiecywał Samuelowi, rzekł doń lękliwym głosem.
— Jutrzejszej nocy... o godzinie drugiej...
— Ja będę tu, za tym murem — rzekł Samuel, pokazując na mur, w tem miejscu niezbyt wysoki; — na znak... rzucę trzy razy kamykiem na cmentarz.
— Dobrze, trzy razy rzuć kamykiem — powtórzył grabarz, drżąc ze strachu i ocierając zimny pot, na czoło mu występujący.
Samuel zaś, pomimo podeszłego wieku, gramoląc się, przełazł przez mur i zniknął. Grabarz powrócił do domu spiesznym krokiem, jakgdyby go ścigało jakie widmo.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |