Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/125

Ta strona została skorygowana.

do młodych dziewcząt, przestraszonych hałasem, który słyszały.
— Ach, mój Boże! Dagobercie? cóż to się stało? — zawołała Blanka.
— Więc cóż mamy czynić? — rzekła Róża.
Żołnierz, nic nie mówiąc, skoczył do łóżka, wyciągnął prześcieradła, mocno je razem związał, na jednym końcu zrobił duży węzeł i przywiązał go do ramy okna, a drugi spuścił za okno.
Wtedy żołnierz wziął tornister, walizę dziewcząt, futro reniferowe, wyrzucił wszystko oknem, dając znak Ponuremu, aby, wyskoczywszy, stanął za oknem na straży. Pies nie wahał się, skoczył i już był na dole.
Róża i Blanka, zdumione, patrzyły na Dagoberta, nie mówiąc ani słowa.
— Dalej teraz, moje dzieci — rzekł im, — trzeba uciekać tędy, bo inaczej przytrzymają nas i wsadzą do więzienia... was osobno... mnie osobno, i po naszej podróży!
— Przytrzymają nas... wsadzą do więzienia!... — zawołała Róża.
— Mamy być odłączone od ciebie! — dodała Blanka.
— Tak, moje dzieci, zabito nam Jowialnego... Pieszo musimy uciekać i starać się, o ile można, dostać się do Lipska... Będę was niósł po kolei, gdy się zmęczycie, i choćby mi żebrać przyszło po drodze, przybędziemy... Ale wszystko stracone, jeżeli się choć kwadrans spóźnimy... Dalej, moje dzieci, miejcie we mnie ufność... Pokażcie, że córkom generała Simon nie braknie odwagi... jeszcze pozostaje nam nadzieja...
Idąc za mimowolnym popędem, siostry ujęły się za ręce, jakgdyby zjednoczyć się chciały przeciwko niebezpieczeństwu; na ich zachwycających, a od tylu przykrych uczuć pobladłych twarzyczkach, malowało się naiwne postanowienie, polegające na zupełnej ufności w żołnierzu.