W pierwszem uniesieniu gniewu pani Sainte-Colonoe krzyknęła z zapalczywością, zwróciwszy się do papugi:
— Cicho ty... (tu wymówiła wyraz również sprośny jak ten, który dopiero co wymówił Barnabasz). A to jakby umyślnie... Wczoraj jeszcze, z jej przyczyny, zawstydzić się musiał ksiądz Corbinet... A będziesz ty mi milczała.
— Ale dlaczego koniecznie tę dziewczynę, a nie inną, mój kochany? Czy to dlatego, iżby ona miała być jaką osobliwością?
— Tak, zapewne, moja przyjaciółko, bo inaczej ta biedna matka obłąkana... którą chcą przywrócić do zdrowych zmysłów, nie odzyskałaby ich, jak należy, i jak tego sobie życzą.
— Obiecuję... i lepiej jeszcze zrobię... pójdę natychmiast, pójdę, gdzie potrzeba i zrobi się jeszcze prędzej.. Tego wieczora jeszcze będę wiedziała, jak się rzecz ma, i czy będzie można lub nie...
Potem obróciwszy się do swej pokojówki, która właśnie weszła, rzekła:
— Moja łanio, powiedz Ratyzkonowi, aby mi sprowadził dorożkę, i daj mi aksamitny maczkowy kapelusz z piórami.
Kiedy służąca wyszła wypełnić rozkazy swej pani, Nini-Moulin zbliżył się do Sainte-Colombe i rzekł jej zcicha skromnym, czułym tonem:
— Przynajmniej pamiętać będziesz, moja piękna przyjaciółko, że tego wieczora nie mówiłem ci ani słowa o naszej miłości... czy będziesz pamiętała o tem?
W tej chwili Sainte-Colombe właśnie zdjęła swój zawój; nagle się obróciła i ten ubiór wsadziła na łysą czaszkę Nini-Moulin, z głośnym śmiechem.
Pisarz jezuicki okazał wielkie zadowolenie z tego dowodu zaufania, i w chwili, kiedy służąca wracała z szalem i kapeluszem swej pani, pocałował czule zawój, obejrzawszy się znienacka na panią Sainte-Columbe.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |