Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1276

Ta strona została skorygowana.

— Moje dzieci umarły — rzekł nareszcie do jezuity, głosem powolnym, ponurym, pierwszy przerywając milczenie — ja więc muszę cię zabić.
— Panie — zawołał ksiądz d‘Aigrigny — wysłuchaj mnie... nie wiesz...
— Muszę cię zabić — rzekł znowu marszałek, nie dając dokończyć jezuicie. — Od dwudziestu lat jesteś mym złym duchem... Dosyć tego, przypłacić to musisz swem życiem... tak... potrzeba mi twego życia... Będę je miał.. Będziemy się bili na śmierć w tym pokoju, a ponieważ ja pomścić się mam za swoją żonę i za dzieci... jestem więc spokojny.
— Panie — odpowiedział ozięble ksiądz d‘Aigrigny — zapominasz, że mój charakter zabrania mi bić się. Dawniej mogłem przyjąć wyzwanie do pojedynku, jakieś mi pan uczynił... dziś położenie moje zmieniło się.
— Więc... odmawiasz? — zapytał marszałek, obróciwszy się i zbliżając się do niego.
— Doprawdy; nicby mnie zmusić do tego nie zdołało.
— Zobaczymy — rzekł marszałek.
I ręka jego spadła na policzek księdza d‘Aigrigny.
Jezuita krzyknął zapalczywie; wszystka krew rzuciła się mu do spoliczkowanej twarzy; odwaga tego człowieka, był bowiem odważny, oburzyła się; jego dawna waleczność, pomimo chęci, przemogła, oczy mu się zaiskrzyły, i ścisnąwszy pięści, postąpił krok do marszałka, wołając:
— Szpady!... szpady!...
Uniesiony, zaślepiony gniewem, rzucił się do stołu, na którym leżała druga szpada, uchwycił ją i krzyknął:
— Ha!... pragniesz krwi!... dobrze więc... będziesz miał krew... twoją... jeżeli będę mógł...
— Przecież!... — zawołał marszałek.
Lecz raz jeszcze zastanowienie ostudziło popędliwy zapał księdza d‘Aigrigny, znowu sobie przypomniał, że ta niebezpieczna walka dopełnićby mogła życzeń Rodina, któ-