Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1277

Ta strona została skorygowana.

rego los trzymał w swych rękach, z wielkiem więc zdumieniem marszałka, opuścił koniec szpady, mówiąc:
— Z charakteru swego nie powinienem przelewać krwi. Ten raz jeszcze przebacz, o Stwórco, moje uniesienie, przebacz także memu bratu, który pobudził mnie do gniewu.
To mówiąc, nogą nagiął koniec szpady i ostrze pękło na dwoje. Marszałek Simon przez jakiś czas nie wyrzekł ani słowa, nie ruszył się z miejsca z gniewu i zdziwienia, wiedział bowiem, że pojedynek już odbyć się nie może; lecz, nie namyślając się długo i naśladując przykład jezuity, także nastąpił na swoją szpadę, złamał ją prawie w połowie, jak złamana była szpada jezuity, następnie, podjąwszy połowę, do osiemnastu cali długą, odwiązawszy z szyi czarną chustkę, obwinął w nią koniec złamany i zrobiwszy naprędce jakby rękojeść, rzekł do d’Aigrigny’ego:
— Idziemy na puginały.
Jezuita, przerażony zimną krwią i zawziętością marszałka, zawołał:
— Ależ to piekło?...
— Nie... to ojciec, któremu pozabijano dzieci — rzekł marszałek ponurym głosem i mimowolna łza zrosiła mu oczy, które niebawem znowu się zaiskrzyły.
— Ależ to szkaradna rzecz, na noże... nie... nie... nigdy.
— Więc ci chyba muszę plunąć w twarz, ażeby napędzić choć trochę krwi, która ci w żyłach jeszcze pozostała — zawołał rozjątrzany marszałek.
— O! tego już nadto! nadto... — rzekł z zapalczywością jezuita, podnosząc kawałek ostrza szpady, leżącego przy nogach. — Tego zanadto...
— Tego niedosyć — rzekł marszałek groźnym głosem — dla ciebie, Judaszu...
I plunął mu w twarz.
D‘Aigrigny, doznawszy takiej obelgi, stracił głowę, zapomniał o swych postanowieniach. W mgnieniu oka, zdjąwszy również z szyi czarną chustkę, obwinął nią ostrze