— Czy prędko dojdziemy? — zapytał Rodin Samuela niecierpliwie.
— Otóż i jesteśmy — odpowiedział Samuel.
— Przecież!... to bardzo dobrze — rzekł Rodin.
— Bardzo dobrze — odpowiedział Izraelita.
I, postępując korytarzem, zawsze poprzedzając Rodina, wskazał ręką, w której trzymał lampkę, na wielkie drzwi, z których wychodziło słabe światło. Rodin, pomimo coraz większego zdziwienia, śmiało wszedł do pokoju, a za nim ojciec Cabocini i stary Samuel.
Okna, stanowiące cztery jego ściany, okryte były ołowianą blachą, która w każdej ścianie przedziurawiona była siedmioma okrągłymi otworami, układającymi się w krzyż.
Ponieważ tymi tylko otworami dochodzące światło oświecałoby ten pokój bardzo słabo, przeto paliła się w nim lampa, stojąca na wielkiej z czarnego marmuru konsoli przy murze. Rzekłbyś, że jest to pokój pogrzebowy; naokoło same obicia, lub czarne, biało obszyte, firanki. Nie było tam żadnego innego sprzętu, prócz czarnej marmurowej konsoli.
Na tej konsoli stała szkatułka z kutego żelaza z XVII wieku, dziwnie ażurowej roboty, śmiało powiedzieć było można, prawdziwa stalowa koronka.
Samuel, obróciwszy się do Rodina, który, ocierając sobie czoło brudną chustką, oglądał się wkoło siebie bardzo ciekawie, ale bynajmniej nie przestraszony, rzekł doń:
— Wola testatora, jakkolwiek śmieszną wydać się panu może, jest święta... — co do mnie... spełnię co do joty, jeżeli pan zechcesz.
— Nic nad to słuszniejszego — odrzekł Rodin — ale cóż my będziemy tu robić?
— O tem dowiesz się pan niebawem. Jesteś pełnomocnikiem jedynego spadkobiercy, pozostałego przy życiu z rodziny Rennepointów, księdza Gabrjela de Rennepont?
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1284
Ta strona została skorygowana.