Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1288

Ta strona została skorygowana.

— Ten majątek, z początku mała cząstka dziedzictwa najszlachetniejszego z ludzi, którego intrygi synów Lojoli doprowadziły do samobójstwa... ten majątek, stawszy się monarszym majątkiem, dzięki rzadkiej poczciwości trzech pokoleń wiernych sług... nie będzie nagrodą kłamstwa, obłudy... i zabójstwa. Nie, nie... Bóg w swej wiecznej sprawiedliwości nie chce tego.
— Mój panie, co mówisz o zabójstwie? — zapytał zuchwale Rodin.
Samuel nie odpowiedział; tupnął nogą i wyciągnął lekko rękę ku głębi sali. Wtedy Rodin i ksiądz Cabocini ujrzeli przerażające widowisko. Draperje, okrywające mury rozsunęły się, jakgdyby pociągnęła je niewidzialna ręka. Sześć trupów, ustawionych jakby w pieczarze, oświetlonej grobowem, blękitnawem światłem srebrnej lampy, leżały na czarnych całunach, w długich czarnych sukniach.
Byli to: Jakób Rennepont, Franciszek Hardy, Róża i Blanka Simon, Adrjanna i Dżalma. Wydawali się jakby śpiący, powieki ich były zamknięte... ręce na krzyż złożone na piersiach.
Ksiądz Cabocini cały drżący, przeżegnał się, i cofnął aż do przeciwległej ściany, o którą oparł się, twarz rękami zakrywszy. Rodin przeciwnie, z pomieszaną twarzą, wytrzeszczonemi oczyma, najeżonemi włosami na głowie, postąpił ku martwym ciałom. Powiedziałby kto, że ci ostatni Rennepontowie dopiero przestali żyć; wydawało się bowiem, iż tylko co zasnęli snem wiecznym.
— Otóż ich masz... tych, których pozabijałeś... — rzekł Samuel głosem przerywanym łkaniem. — Tak, twoje niegodziwe zabiegi o śmierć ich przyprawiły... potrzebowałeś bowiem ich śmierci. Za każdym razem, skoro padł pod ciosem twej złości... jeden z członków tej nieszczęsnej rodziny... zdołałem dostać jego szczątki... niestety!... wszyscy spoczywać mają razem w jednym grobie. Oh! bądź przeklęty... przeklęty... przeklęty, ty, który ich pozabijałeś... lecz majątek ujdzie twoich rąk zabójczych.