Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/130

Ta strona została skorygowana.

zelkę i pantalony czarne, sukienne, w których szwy policzyć było można; nogi, obute w wielkie, tłustością wysmarowane trzewiki, opierały się na czysto wyfroterowanej posadzce.
Siwe włosy, gładko przylegające do skroni, wieńczyły łyse czoło; górne powieki, obwisłe, jak błonki, okrywające ślepia ptaków i gadów, zasłaniały do połowy małe, czarne, żywe oczy; wargi cienkie, bez najmniejszego zabarwienia, były takiegoż koloru, jak wybladła, chuda twarz, spiczasty nos i broda; ta śniada maska tem dziwniej wyglądała, że jak posąg była nieruchoma; gdyby nie szybkie ruchy palców pana Rodin, który, zgarbiony nad biurkiem, drapał piórem po papierze, sądzić możnaby, że to trup. Za pomocą cyfr sekretnego alfabetu, leżącego przed nim przepisywał niektóre ustępy z długiego arkusza rękopisu.
Wśród takiego głębokiego milczenia, w ów posępny dzień, kiedy obszerny, pusty i zimny pokój jeszcze smutniej wyglądał, człowiek ten, o powierzchowności mrożącej jak lód i piszący przy pomocy tajemnych znaków, przedstawiał widok jeszcze bardziej złowróżbny.
Wybiła godzina ósma; u furtki dało się słyszeć ponure kołatanie klamką, potem dwukrotnie odezwał się głos dzwonka; kilkoro drzwi otworzyło się i przymknęło i nowa osoba weszła do pokoju.
Na jej widok pan Rodin powstał, włożył pióro w usta, złożył głęboki ukłon i wrócił znowu do swej pracy, nie rzekłszy ani słowa.
Dwie te osoby pod względem powierzchowności stanowiły zupełną sprzeczność.
Nowy przybysz był nader przystojny, wysokiego wzrostu, postawy zarazem okazałej i eleganckiej.
Zdawało się, że ma najwyżej trzydzieści sześć lat; trudno było wytrzymać blask jego wielkiej, szarej świecącej jak polerowana stal źrenicy; wystająca broda była starannie wygolona, błękitnawy cień w miejscach świeżo ogól-