dzień, w którym potomkowie mej ukochanej siostry, ostatnie odrośle naszego szczepu, zebrać się mają w Paryżu...
Niestety! lat temu sto pięćdziesiąt, odkąd prześladowanie rozproszyło po całej ziemskiej tę rodzinę, za którą ja przez ośmnaście wieków z czułością dążyłem... nie odstępując jej we wszystkich wędrówkach, na wygnaniu, przy zmianach losu i imienia.
Ach! ta rodzina, pochodząca od mej siostry, siostry ubogiego rzemieślnika, jakąż słynęła wielkością, to znów jak była poniżoną, wzgardzoną, później jakim jaśniała blaskiem, potem w jakiej żyła nędzy, wreszcie jaką okrywała się sławą!
Iluż w niej zmazało się zbrodniami... ilu wsławiło się cnotami!
Historja tej jednej rodziny, to dzieje całej ludzkości!
Przez tyle pokoleń przebiegając żyły nędzarza i bogacza, mędrca i głupca, tchórza i bohatera, krew mojej siostry zachowała się aż do tej chwili.
Cóż pozostaje z tej rodziny?...
Siedmiu potomków?
Dwie sieroty, córki wygnanej matki, i wygnanego ojca.
Książę, pozbawiony tronu.
Ubogi ksiądz misjonarz.
Człowiek średniego stanu.
Młoda dziewica wielkiego imienia i majątku.
Rzemieślnik.
W nich wszystkich razem znajdziemy cnotę, męstwo, upodlenie, blask, nędzę naszego rodu!
Azja północna... Indje... Ameryka... Francja...
Oto miejsca, gdzie los ich rozproszył!
Mnie instynkt ostrzega, gdy komu z moich grozi niebezpieczeństwo... od Północy do Południa... od Wschodu do Zachodu biegnę im na ratunek... biegnę im na ratunek; wczoraj wieczór przy biegunie lodowatym,
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/155
Ta strona została skorygowana.