Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/157

Ta strona została skorygowana.

spotkać mogę tę niewiastę w nieszczęsnym tygodniu...
A po tem spotkaniu, pełnem okropnych pamiątek i niezmiernych boleści, znów, jak błądzące gwiazdy wieczności, tułamy się w nieskończonym biegu.
I ta niewiasta, wędrująca od jednego do drugiego końca świata, ona, jedyna na ziemi, odpowiada moim myślom...
Ona tylko ma współczucie, i myśl dla tej jedynej sprawy, która daje ulgę mojemu wiecznemu ciężarowi...
Kocha, wspiera potomków mej kochanej siostry. Dla nich śpieszy ona także od wschodu do zachodu, od północy ku południowi... lecz, niestety, niewidzialna ręka odpycha i ją także... unosi ją i na nią głos woła:
— Idź... dalej, dalej!
— Niech-że przynajmniej dokończę, com zaczęła — i ona, jak ja, mówi również.
— Dalej...
— Tylko godzinę... nie więcej, jak godzinę spoczynku.
— Dalej...
— Mam-że pozostawić nad przepaścią tych, których kocham!...
— Dalej...
— Słowo jedno... bo to jedno słowo uratować ich może.
— Dalej... Dalej!...
Gdy tułacz tak zanurzył się w myślach, wiat wieczorny, dotąd lekki, wzmógł się, a głos pogrzebowych dzwonów, w przewlekłych, silnych jękach, dosięgał aż do szczytu góry.
Niebawem wiatr zaczął dąć gwałtownie, następował orkan; już błyskawice pruły obłoki... już głuchy i przeciągły szum wichru oznajmiał zbliżenie się burzy.
Nagle ten, co nie może ani płakać, ani uśmiechnąć się, zadrżał. On, do którego żadna boleść fizyczna nie mia-