Była to jakaś podejrzana twarz zielonawo-bronzowego koloru, na głowie długie posplatane włosy, oczy bystre, wzrok dziki, a przytem pełen sprytu i chytrości.
Wstrzymując oddech, człowiek ten, należący do sekty dusicieli, sekty, o której niżej będzie mowa, pozostawał czas jakiś nieruchomy; potem, nie przestając kryć się w gęstwinie, posuwał się na klęczkach, odgarniając liście tak nieznacznie, iż nie było słychać najmniejszego szelestu.
Powoli i ostrożnie zbliżył się do owego grubego pochyłego pnia, którego spód, wprawdzie znacznie odległy był od szałasu, ale wierzch prawie dotykał dachu.
Dusiciel, nadsłuchując jeszcze przez chwilę, nareszcie niemal cały wychylił się z zarośli; prócz lekkiej białej bawełnianej opończy, którą przewiązał na sobie paskiem o krzyczących kolorach, człowiek ten był zresztą nagi, a ciało jego giętkie, nerwowe, było grubo wysmarowane oliwą.
Wspiąwszy się na pień, zasłonięty jego grubością, i otoczony wijącemi się roślinami, zaczął nadzwyczaj ostrożnie, cicho i cierpliwie piąć się na to drzewo.
Patrzącemu na jego wyginający się przy tem wspinaniu grzbiet, na giętkość poruszeń, na ukrytą w nich siłę, która musiała być straszną, zdawało się, że to zdradzieckie ruchy tygrysa, czatującego na swą zdobycz.
Niewidziany przez nikogo, pełzał po pniu aż do wierzchołka, który prawie dotykał dachu szałasu, i stąd już tylko o jednę stopę oddalony był od małego okienka.
Dusiciel wyciągnął ostrożnie głowę, zajrzał do środka szałasu, patrząc, jakby najłatwiej mógł się tam dostać.
Na widok Dżalmy, w głębokim śnie pogrążonego, podwoił się blask bystrych oczu Dusiciela; pewien rodzaj nerwowego kurczu, albo raczej niemego, drapieżnego uśmiechu odsłonił dwa rzędy zębów trójkątnych, jak zęby piły, zaostrzonych, połyskujących.
Dżalma leżał tuż przy drzwiach, otwierających się do
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/163
Ta strona została skorygowana.