Wtem, w oddaleniu słyszeć się dał przeciągły, jednostajny, melancholijny śpiew.
Dusiciel stanął w krzakach i pilnie przysłuchiwał się głosowi.
Śpiew słychać było coraz bliżej szałasu, gdzie spał Dżalma.
Po chwili Indjanin, biało odziany, idący od strony, gdzie stały tu i owdzie pojedyńczo rosnące drzewa, zmierzał ku gęstwinie, w której ukrył się Dusiciel.
Ten wówczas zdjął z siebie długi, cienki sznureczek, którym był przepasany; na jednym jego końcu uwiązaną była, kształtu i wielkości kurzego jaja, ołowiana kula, drugi koniec owej linki okręcił około pięści prawej ręki... znowu się przysłuchiwał i znikł, czołgając się pomiędzy wielkiemi trawami, ku stronie, z której przychodził Indjanin, jeden ze służących Dżalmy; niósł on list do swego pana.
Służący szedł powoli, nie przestając śpiewać.
Był to młodzieniec mogący mieć lat zaledwie dwadzieścia, o brunatnej cerze.
Przybywszy na miejsce, gdzie ścieżki rozchodziły się, puścił się bez namysłu tą, co prowadziła do namiotu Dżalmy... od którego już ledwie o czterdzieści kroków był oddalony...
Ogromny motyl, jakich mnóstwo jest na wyspie Jawie, co, rozpostarłszy skrzydła, zajmują przestrzeń pięciu do sześciu cali, koloru ultra-maryny, przelatując z kwiatu na kwiat... usiadł na krzaku wonnej gardenji, tak, iż go łatwo było dosięgnąć ręką.
Spostrzegłszy to, młody Indjanin zaprzestał śpiewu i stanął; wysunął naprzód ostrożnie nogę, potem rękę... chcąc złapać motyla...
Nagle złowróżbny Dusiciel stanął przed Indjaninem, świst, podobny do puszczonej procy, obił się o jego uszy, i z szybkością rzucona linka trzykroć okręciła się dokoła
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/165
Ta strona została skorygowana.