Burza oddawna przeminęła, słońce już na zachodzie; około sześciu godzin upłynęło, odkąd dusiciel, zakradłszy się do namiotu Dżalmy, utatuował go, pomimo jego wiedzy, tajemnymi znaki.
Jeździec jakiś szybko pędził długą aleją.
Był to młody Indjanin, nie wiedzący o tem, że, gdy spał, na ręce jego napisane zostały niezatarte znaki.
Jego jawańska klacz jest miernego wzrostu, dzielna i pełna ognia, maści karej jak smoła, a wąski czerwony kobierzec zastępuje siodło.
Żaden z owych przedziwnych, tak mistrzowsko odtworzonych w rzeźbie na fryzie Partenonu jeźdźców, nie wygląda ani tak wdzięcznie, ani tak śmiało, jak ten młody Indjanin, na którego pięknej, zachodzącem słońcem oświetlonej twarzy jaśnieje pogoda szczęścia; jego oczy błyszczą radością, rozszerzone nozdrza, wpół otwarte usta napawają się rozkoszną wonią kwiatów i balsamicznym zapachem drzew, które po niedawnym deszczu, spadłym po burzy, jeszcze nie obeschły.
Przy wiśniowego koloru czapce, bardzo podobnej do greckiego ubioru głowy, osadzonej na czarnych włosach Dżalmy, złocisto-żółtawa cera jego twarzy odbijała jeszcze mocniej; szyja jego była obnażona; odziany w kaftan z białego muślinu, z szerokiemi rękawami,
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/173
Ta strona została skorygowana.
III.
PRZEMYTNIK.