Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/191

Ta strona została skorygowana.

egzaltacja, z której domyślić się można niezłomnej energji tych sekciarzy krwawej religji, gdyż ci trzej ludzie byli to trzej hersztowie dusicieli, którzy, ścigani na stałym lądzie Indji, uciekli na Jawę, dokąd ich przywiózł Mahal, kontrabandzista.
— Malajczyk nie wraca... — rzekł Metys. — Już kawał w noc; może go Dżalma zabił... gdy próbę na nim robił...
— Burza wyprowadziła z ziemi wszystkie gady, — mówił Murzyn, — może Malajczyk ukąszony został, i w tej chwili ciało jego stało się już siedliskiem wężów.
— Chcąc służyć Bohwanii, — rzekł Metys posępnie, — trzeba umieć gardzić śmiercią...
— I zadawać ją, — dodał murzyn.
Przytłumiony krzyk, a potem kilka niezrozumiałych słów, zwróciły uwagę tych dwóch ludzi; prędko obejrzeli się na śpiącego w kącie.
Miał on najwyżej lat trzydzieści, twarz koloru żółto-miedzianego, ubrany w białą z grubego muślinu suknię, w mały, żółto-czerwony zawój na głowie; należał do czystej rasy indyjskiej.
Zdawało się, że jego niespokojny sen przerywały jakieś przykre marzenia; obfity pot lał się mu po twarzy, zmarszczonej przerażeniem; marząc, gadał; gadał prędko, urywanym głosem, a przytem rzucał się konwulsyjnie.
— Zawsze ten sen, wciąż majaczy o tym człowieku! — rzekł Metys do Murzyna.
— Co za człowiek?
— Czy nie przypominasz sobie, jak pięć lat temu okrutny pułkownik Kennedy... kat na Indjan, przybył nad brzegi Gangesu, aby polować na tygrysy we dwadzieścia koni, cztery słonie i pięćdziesiąt sług?
— Tak, tak, — rzekł Murzyn, — a my, trzej łowcy na ludzi, my lepsze wykonaliśmy łowy; z końmi, słoniami swymi i zgrają sług Kennedy nie dostał tygrysa,,, a my upolowaliśmy swego, — dodał z szyderskim uśmie-