— Miłość.
— Któż ty jesteś, co dobrem za złe płacisz?
— Jestem ten, co kocha, co cierpi i przebacza.
— Bracie... czy słyszysz? — rzekł Murzyn do Metysa, — nie zapomniał, co mówił przed śmiercią podróżny.
— On jest opętany, — odpowiedział Metys, — wiesz, jak przywidzenie ściga go... Słuchaj-no... jeszcze mówi... Jaki blady?...
W rzeczy samej Indjanin, ciągle dręczony snem, mówił dalej:
— Podróżny... jest nas trzech, wszyscy jesteśmy odważni, śmierć jest w naszem ręku, widziałeś, jakeśmy poświęcili się dla dobrego uczynku. Przystań do nas... lub giń... giń... giń... ach! jakie spojrzenie... o! nie patrz tak na mnie...
Przy tych ostatnich wyrazach, Indjanin nagle się poruszył, jakgdyby oddalić chciał coś zbliżającego się do niego i zerwał się.
Wtedy, ocierając ręką czoło, zroszone potem, obejrzał się wkoło obłąkanym wzrokiem.
— Bracie... zawsze ten sam, — odezwał się do niego Metys. — Na odważnego łowcę ludzi... za słaba jest twoja głowa... Szczęściem, że twoje serce i ręka są mocniejsze...
Indjanin przez chwilę nic nie odpowiadał, zakrył sobie twarz rękami, potem rzekł:
— Dawno już... nie śnił mi się ten podróżny.
— Czyż on nie umarł? — rzekł Metys, wzruszając ramionami. — Czyż nie ty sam okręciłeś mu zmoczone płótno koło szyi?
— Tak... — odrzekł Indjanin.
— Alboż nie wykopaliśmy dla niego dołu, obok dołu Kennedego? Czy nie zagrzebaliśmy go podobnie, jak kata angielskiego, w piasku, między krzakami? — rzekł Murzyn.
— Tak, wykopaliśmy dół, — zawołał Indjanin. — Ja
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/193
Ta strona została skorygowana.