— To prawda... — zawołał zamyślony Metys.
— I ta plaga — odrzekł Indjanin, — nie postępowała więcej nad dwie do trzech mil na dzień... tyle, co człowiek przechodzi... Nie pokazywała się nigdy... razem we dwóch miejscach... lecz postępowała zwolna zawsze, jak chód człowieka...
Na to osobliwsze podobieństwo, dwaj towarzysze Indjanina spojrzeli na siebie w osłupieniu...
Po chwili milczenia przerażony Murzyn rzekł do Indjanina:
— I ty sądzisz, że ten człowiek?...
— Ja sądzę że człowiek, któregośmy zabili, przywrócony został do życia przez jakieś piekeilne bóstwo... tej strasznej klęski... i sieje wszędzie śmierć... od której sam jest zabezpieczony... Czy przypominacie sobie, — dodał Indjanin z posępnem uniesieniem, — pamiętajcie... ten straszny wędrowiec przeszedł przez Jawę; wychodził z miasta Bombay, cholera panowała w Bombay; udał się na północ... cholera za nim na północ...
To mówiąc, Indjanin — głęboko się zamyślił.
Murzyn i Metys pogrążyli się w zadumie. Indjanin prawdę mówił co do szczególnego pochodu cholery.
Mowa Indjanina mocne sprawiła wrażenie na jego towarzyszach, ludziach dzikich, których złość i zaraza strasznych nauk, przywiodły do nieustannej chęci czyli monomanji zabójstwa.
Tak, dowiedzione to jest, że w Indjach było stowarzyszenie zbrodniarzy, ludzi, którzy zabijali bliźnich bez przyczyny, bez namiętności... Zabijali dlatego tylko, żeby zabijać... dlatego, że w tem rozkosz jakąś znajdowali... zabijali dlatego tylko, żeby życie na śmierć zmienić... ażeby z ludzi żyjących czynić trupy, jak sami zeznali przy jednem badaniu... Myśl człowieka nie posiada mocy do pojęcia przyczyny tak potwornych zjawisk...
Jakie okoliczności, jakie pobudki doprowadzić mogły ludzi do tego, że się poświęcili służbie śmierci. Ma się
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/196
Ta strona została skorygowana.