— Dżalma będzie nosił przez całe życie znak dobrego dzieła, — wyrzekł z dumą Malajczyk, — ażeby jednak dostać się do niego, musiałem poświęcić Bohwanji człowieka, któregom napotkał na drodze, porzuciłem ciało w krzakach, niedaleko od namiotu Dżalmy... a ten już nosi znak nasz. Mahal, kontrabandzista, dowiedział się o tem najpierwszy.
— I Dżalma nie przebudził się! — zawołał Indjanin, zawstydzony zręcznością Malajczyka.
— Gdyby się był obudził — odrzekł Malajczyk zimno — byłbym zginął, gdyż obowiązkiem moim było zachować mu życie.
— Bo życie jego może być dla nas użyteczniejszem niż jego śmierć, — odpowiedział Metys.
Potem, zwracając się do Malajczyka, rzekł:
— Bracie, narażając swe życie dla „dobrego uczynku“, uczyniłeś to dziś, co my robiliśmy wczoraj, co zrobimy jutro... Dziś wypełniasz rozkazy innych, jutro będziesz rozkazywał...
— Wszyscy należymy do Bohwanji — odrzekł Malajczyk. — Cóż jeszcze trzeba uczynić?... gotów jestem.
To mówiąc, Malajczyk twarzą do drzwi był obrócony.
— Dżalma idzie, — rzekł półgłosem, — Mahal nas nie oszukał.
— Trzeba, żeby mnie nie widział, — rzekł Faryngea, kryjąc się w najciemniejszy kąt budy, — postarajcie się go nakłonić, a jeżeli będzie sprzeciwiał się... już wiem, co mam czynić...
Zaledwie schował się Faryngea, Dżalma nadszedł.
Na widok tych podejrzanych ludzi cofnął się zdziwiony.
— To on, to syn Kadżi-Singa, — wyrzekł po cichu Malajczyk do Faryngea.
Dżalma nie wiedział, że ci ludzie należą do sekty sprzysiężonych, a wiedząc, że często w tym kraju, gdzie niema domów zajezdnych, podróżni przepędzają częstokroć noce
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/203
Ta strona została skorygowana.