nie myśli... ale wróćmy się do interesu... Jest tu pokój nazwany zielonym?
— Jest, panie; to pokój, w którym niegdyś zwykł był pracować nieboszczyk hrabia Cardoville.
— Bądź pan łaskaw pokazać mi go...
— Na nieszczęście, właśnie żądaniu pańskiemu zadość uczynić prawie nie jestem w stanie... Po śmierci pana hrabiego, schowano wiele papierów w szafach tego pokoju i zabrano klucze do Paryża...
— Masz je pan... te klucze, — rzekł Rodin, pokazując rządcy jeden duży, drugi mały klucz, razem związane.
— A... to co innego... przybywasz pan po papiery?
— Tak... po pewne papiery... tudzież po małą mahoniową szkatułkę, ze srebrnym znaczkiem... czy znasz ją pan?
— Tak... widywałem ją często na stole, przy którym nieboszczyk zwykłe pracował... jest ona w wielkiej szafie, od której klucz pan trzyma...
— Zechce więc pan zaprowadzić mnie do owego pokoju, stosownie do upoważnienia księżnej pani.
— W najlepszem zdrowiu... cała zawsze w Bogu zatopiona...
— A panna Adrjanna?
— Dobrze, panie... A księżna zdrowa?
— Łaskawy panie... o czem innem mówmy, — rzekł Rodin, głęboko westchnąwszy.
— Ach, panie!... Przebóg... czyżby jakie nieszczęście spotkać miało dobrą pannę Adrjannę?
— Jak pan to rozumie?
— Czy zachorowała?
— Nie..., nie... na nieszczęście równie jest zdrowa, jak piękna...
— Na nieszczęście? — powtórzył zdziwiony rządca.
— Tak zaiste! bo gdy piękność, młodość i zdrowie połączą się z burzliwym, przewrotnym umysłem... z charakterem, który pewnie nie ma podobnego sobie na ziemi.. le-
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/220
Ta strona została skorygowana.