niami, trwogą i rozpaczą, które zewsząd go otaczały, mniemałby kto, że to jest posłaniec jednego z owych krwi chciwych bóstw, co przewodniczą zabójstwu i morderstwu.
Wkrótce Black-Eayle, pędzony wiatrem i ogromnemi falami, tak zbliżył się do Wilhelma Tella, iż z okrętu rozpoznać było można podróżnych, zebranych na pokładzie parowego statku, prawie tak samo już obezwładnionego.
Mało już było na nim podróżnych.
Ogromny bałwan morski, gwałtownem uderzeniem złamał bęben i jedno koło maszyny; fale zmiatały bez oporu, co było na pokładzie, coraz to nowe sprzątając ofiary.
Pomiędzy podróżnymi, którzy, uniknąwszy tego nieszczęścia, zagrożeni byli strzaskaniem o skały, lub zgnieceniem między dwoma uderzającymi się statkami, co już wydawało się niechybnem, jedna grupa szczególniej godna była politowania.
W samym kącie statku okazałej postaci starzec, łysy, z siwemi wąsami, przewiązał się wpół końcem linki i tak przymocowany do bocznej ściany okrętu, obejmując obu rękami dwie około lat piętnastu mogące mieć dziewice, przyciskał je do swych piersi, nawpół okrytych futrem reniferowem... Duży, płowy pies, przemokły zupełnie, wył przeraźliwie przy ich nogach. Dziewice w objęciu starca, tuliły się i trzymały nawzajem; lecz, zamiast oglądać się z przestrachem około siebie, oczy swe zwracały ku niebu, jakgdyby pełne ufności i niewinnej nadziei, jakby spodziewając się, iż będą ocalone nadnaturalną pomocą.
Okropny krzyk trwogi, rozpaczy wszystkich podróżnych obu statków rozległ się nagle głośniej nad łoskot burzy.
W chwili, gdy nurzając się głęboko między dwoma bałwanami, statek parowy nadstawił się bokiem do przodu okrętu, ten, wyniesiony niezmiernie wysoko bałwanem, jakby na górę wodną, wydawał się, że powiem, jakby zawieszony nad Wilhelmem Tellem, przez sekundę czasu, poprzedzającą ich wzajemne spotkanie.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/232
Ta strona została skorygowana.