— Dobrze... dobrze, moja Kasiu, bo też zimno mi... Ale mówiłem ci, że ten, co wyratował dwie panienki, to prawdziwy bohater... jakąż okazał odwagę, to przechodzi wszelkie wyobrażenie. Wyszedłszy stąd z folwarcznymi ludźmi, biegliśmy małą ścieżką po skałach i nareszcie przybywamy, nad brzeg... do małej przystani Goeland, która na szczycie jest nieco zasłonięta pięciu czy sześciu ogromnymi głazami, dosyć wysuniętymi w morze. Cóż spostrzegamy w głębi tej przestrzeni? dwie młode dziewczyny zemdlone; nogi miały w wodzie, a siedziały oparte o skałę, jakby tam były posadzone po wyratowaniu z morza.
— Kochane dzieci... to aż serce rozdziera — rzekł Rodin, według zwyczaju podnosząc koniec małego palca lewej ręki do prawego oka, dla otarcia łzy, która się rzadko pokazywała.
— Najbardziej zaś uderzyło mnie, że tak były do siebie podobne — rzekł rządca — iż trzeba się im dobrze przypatrzeć, aby rozpoznać jednę od drugiej... obie w żałobie... biedne dzieci...
— Pewno bliźniaczki — wtrąciła pani Dupont.
— Jedna z nich — mówił dalej rządca — trzymała w złożonych rękach mały bronzowy medal, zawieszony na szyi na łańcuszku z tego metalu.
Rodin trzymał się zwykle pochyło.
Na ostatnie słowa rządcy wyprostował się nagle, lekki rumieniec pokrył jego blade policzki. Zdjął go przestrach i zdziwienie, młode wyratowane dziewczęta miały po piętnaście lat; odziane były w żałobę i aż do złudzenia były do siebie podobne; jedna miała na szyi medal bronzowy; teraz nie mógł już wątpić, że to córki generała Simon.
Ale jakim sposobem znajdowały się one między rozbitkami? Jak się wydobyły z więzienia w Lipsku? Dlaczego on nie został o tem zawiadomiony? Czy uciekły, czy zostały zwolnione?
Takie myśli nasuwały się kolejno Rodinowi i jedna dru-
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/238
Ta strona została skorygowana.