strapienie, łzy zraszały ich lica. Smętnie spuściwszy oczy, drżąc ze strachu, i zimna, biedne sieroty myślały w rozpaczy, że już nie ujrzą Dagoberta, swego przewodnika i przyjaciela, bowiem nadaremno podawał mu ręce Gabrjel, chcąc mu dopomóc w dostaniu się na skałę! na nieszczęście obydwom sił zabrakło i fale znowu porwały i uniosły żołnierza.
Widok Gabrjela był nowym przedmiotem zdziwienia dla Rodina, który odszedł na stronę, aby lepiej się wszystkiemu przyglądać, tym razem jednak zdziwienie było dlań wielce mdłe... Tyle doznał radości, widząc misjonarza ocalonego od pewnej śmierci, iż przykre wrażenie, wywołane widokiem córek jenerała Simon, nieco się zatarło (przypomnijmy sobie, że dla zamiarów Rodina koniecznem było, aby Gabrjel znajdował się w Paryżu na dzień 13 lutego).
Rządca i jego żona, rozrzewnieni widokiem sierot, przystąpili do nich skwapliwie.
— Proszę pana!... proszę pana!... dobra nowina — zawołał służący folwarczny, wbiegając do pokoju. — Jeszcze dwie osoby wyratowano!...
— Dzięki Bogu! dzięki Bogu! — zawołał misjonarz.
— Gdzie one są? — zapytał rządca, biegnąc do drzwi.
— Jeden z nich może chodzić... idzie tu za mną z Justynem, który go prowadzi, drugi zraniony został na skale; niosą go tutaj...
— Pobiegnę, aby go umieścić w dolnej sali — rzekł rządca, wychodząc, — ty, moja żono, zajmij się młodemi panienkami... A ów uratowany, co sam może chodzić, gdzież jest?...
— Ot tam — rzekł wieśniak, wskazując na kogoś, idącego dosyć spiesznym krokiem z głębi galerji. — Gdy się dowiedział, że panienki tu się znajdują... lubo już stary i raniony w głowę... tak spieszył... iż ledwie co go wyprzedziłem...
Zaledwie wieśniak wymienił te słowa, kiedy Róża i Blan-
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/241
Ta strona została skorygowana.