— Tak... książę Dżalma jest jednym z pasażerów angielskiego okrętu, który rozbił się z nami... Okręt ten zawinął do wysp Azorskich, na których się znajdowałem; ponieważ okręt, wiozący mnie z Charlestownu, zmuszony był pozostać przy tej wyspie z powodu znacznego uszkodzenia, wsiadłem więc na Black-Eayle, na którym się znajdował książę Dżalma. Płynęliśmy do Portsmouth, a stamtąd miałem powrócić do Francji.
Rodin nie przerywał mowy Gabrjelowi, to nowe wstrząśnienie sparaliżowało jego myśli. Nareszcie, jak człowiek, zdobywający się na ostatni wysiłek, rzekł do Gabrjela:
— A czy wiesz, kto jest ten książę Dżalma?
— Młodzieniec równie dobry, jak waleczny, syn pewnego króla indyjskiego, któremu Anglicy zabrali królestwo...
Potem, zwracając się swego towarzysza niedoli, wyrzekł z zajęciem:
— Jak się ma książę... czy rany jego są niebezpieczne?...
— O! nie są bynajmniej śmiertelne — odpowiedział zapytany.
— Bogu dzięki! — odrzekł misjonarz, zwracając się do Rodina, — widzisz pan, jest jeszcze jeden uratowany.
— Tem lepiej — odpowiedział Rodin poważnym tonem.
— Pójdę do niego — rzekł Gabrjel i spytał z uległością. — Czy nie ma mi pan co do rozkazania?
— Czy będziesz mógł jechać... za dwie lub trzy godziny, pomimo znużenia?
— Jeżeli tego potrzeba... pojadę.
— Tak, potrzeba... pojedziesz ze mną.
Gabrjel skłonił się Rodinowi, który zniecierpliwiony rzucił się na krzesło, a tymczasem misjonarz wyszedł z wieśniakiem.
Człowiek o żółtej cerze pozostał w kącie pokoju.
Rodin go nie spostrzegł.
Człowiekiem tym był Faryngea, metys, jeden z hersztów
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/243
Ta strona została skorygowana.