że przybędę sam... dlaczego... później ci to powiem.. Zawsze ona mieszka przy ulicy Brise-Miche? Tam — to urodził się mój Agrykola.
— Tak, zawsze tam mieszka.
— W takim razie odebrała mój list; chciałem pisać do niej z więzienia z Lipska, ale nie mogłem...
— Z więzienia... byłeś pan w więzieniu?
— Tak, przybywam z Niemiec, Elbą i przez Hamburg, i pozostałbym jeszcze dotąd w Lipsku, gdyby mi na pomoc nie przyszedł do więzienia djabeł... ale to dobry djabeł...
— Co chcesz przez to powiedzieć?....
— Ja sam sobie nie mogę wytłumaczyć... Te panienki — i z uśmiechem wskazał Różę i Biankę — mówiły, że to lepiej ode mnie rozumieją, bo zawsze mi powtarzają; anioł przybył nam na ratunek...
— Tak, Dagobercie, to anioł... Mówiłyśmy ci, że on nas ratuje, a ty nie wierzyłeś.
— Gabrjelu... czekam na ciebie... — odezwał się głos, na który misjonarz zadrżał.
Dagobert i sieroty prędko się obejrzały....
Ponury zawył.
Był to Rodin; stał we drzwiach, wiodących na korytarz. Twarz jego była spokojna, obojętna; rzucił szybko przenikliwem okiem na żołnierza i na dwie sieroty.
— Czego ten chce od ciebie? — szeptem zapytał żołnierz.
— Jadę z nim, — odpowiedział z żalem Gabrjel.
Potem, zwracając się do Rodina, dodał:
— Przepraszam, natychmiast będę gotów.
— Jakto! jedziesz? — zawołał Dagobert z nadzwyczajnem zdziwieniem — teraz, kiedyśmy się z sobą tylko co spotkali... o! nie... ja ciebie nie puszczę... tyle ci mam do opowiedzenia.., i tobie mam tyle pytań zadać. Pojedziemy razem... będzie nam wesoło!
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/254
Ta strona została skorygowana.