Franciszka Baudoin, siedząc przy małym żelaznym piecu, który w tej zimnej, wilgotnej porze mało dawał ciepła źle zamkniętej izbie, zajmowała się przyrządzaniem wieczerzy dla swego syna, Agrykoli.
Żona Dagoberta miała około pięćdziesięciu lat; ubrana była w kaftanik z niebieskiego w białe centki perkalu, w spódnicę z pół-merynosu i biały czepek na głowie, pod brodę zawiązany.
Twarz jej, blada, wychudła, odznaczała się rysami regularnemi, wyrażała rezygnację i wielką dobroć. W rzeczy samej trudno było znaleźć lepszą i energiczniejszą kobietę. Bez niczyjej pomocy, dzięki własnej pracy, wychowała nietylko syna, Agrykolę, ale nadto Gabrjela, biedne dziecko, opuszczone, które przybrała za swoje.
Po dwunastu wszakże latach pracy nader ciężkiej, nadwyrężyła sobie zdrowie, wyczerpała siły; ale dzieciom jej niczego nie brakło, odebrały wychowanie, jakie tylko dać mogą dzieciom ludzie prości; Agrykola przyjęty został na naukę do fabryki Franciszka Hardy, a Gabrjel wstąpił do seminarjum, za usilnem wstawieniem się Rodina, który od 1820 r. zawiązał ścisłe stosunki ze spowiednikiem Franciszki Baudoin, nadzwyczaj pobożnej.
Oddawna już osłabione zdrowie Franciszki, a nadewszystko wzrok, zniewalały ją do mimowolnego odpoczynku, gdyż ledwo dwie do trzech godzin dziennie mogła pracować.
Po niejakim czasie Franciszka wstała, sprzątnęła z połowy stołu worki z grubego płótna, i z macierzyńską starannością nakryła stół dla swego syna.
Otworzyła szafę, wzięła z niej mały skórzany woreczek w którym był stary srebrny kubek i lekkie już wskutek zużycia wytarte srebrne nakrycie stołowe. Obtarła, wyczyściła wszystko starannie i położyła przy talerzu syna to srebro, ślubny jeszcze podarek Dagoberta.
Był to u Franciszki najdroższy sprzęt, już to dla wiel-
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/260
Ta strona została skorygowana.