Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/271

Ta strona została skorygowana.

cam tak późno... bo jeszcze inna rzecz zatrzymała mnie: o! to prawdziwy wieczór przygód...
Wracałem spiesznym krokiem i byłem już na początku ulicy Babilońskiej, aż wtem słyszę szczekanie małego pieska; jeszcze było dość widno... patrzę... a tu śliczna, jak tylko wystawić sobie można, suczka, wielkości pięści, czarna, uszki i sierść długa aż do ziemi.
— Pewnie się zabłąkała — wtrąciła Franciszka.
— Nieinaczej. Biorę więc biedną psinę, a ta zaczyna mnie lizać po ręku; na szyi miała czerwoną wstążkę, związaną w dużą kokardę; z tego nie mogłem dowiedzieć się o nazwisku jej pana; patrzę pod wstążkę aż tu mała obróżka z łańcuszków złotych czy pozłacanych, z małą blaszką... dobywam z zapalniczki zapałkę; zapalam i wyczytałem: Lutyna — należy do panny Adrjanny Cardoville, przy ulicy Babilońskiej Nir. 7.
— A właśnie znajdowałeś się na tej ulicy — zauważyła Garbuska.
— Słusznie; biorę więc pieska pod pachę, szukam, gdzieby to być mogło, idę obok muru ogrodowego — długi bez końca — i nareszcie przychodzę do bramy małego pawilonu, który zapewne należy do wielkiego pałacu na drugim końcu parku, bo ogród podobny był do parku... patrzę się w górę, spostrzegam Nr. 7, świeżo namalowany nad furtką; dzwonię; po chwili otwierają mi... Odtąd już z pewnością... uwierzyć mi nie zechcecie.
— A dlaczegóżby, mój kochany?
— Bo będzie się wam zdawało, że opowiadam historję o czarach... Tak, dotąd... jeszcze stoi mi przed oczyma wszystko, com widział... a zdaje się, że coś podobnego mogłem widzieć tylko we śnie.
— Słuchamy więc, co to było — podchwyciła matka, tak zaciekawiona, iż nie spostrzegła, że wieczerza syna zaczynała się w rynce przypalać.
— Najprzód — mówił dalej kowal, śmiejąc się z wiel-