wię wam, zdziwiony, jakgdybym wyszedł z zaczarowanego pałacu...
— Ach! to prawda, moje dziecko, to tak, jak w czarodziejskich powieściach, nieprawdaż, Garbusko?
— O tak, pani Franciszko — odrzekła biedna dziewczyna z roztargnieniem i zamyślona, czego nie spostrzegał Agrykola.
— Najbardziej zaś wzruszyło mnie to — dodał tenże — iż ta panna, choć bardzo uradowana odzyskaniem swego pieska, wcale z tego powodu nie zapominała o mnie, jakby, to uczyniły inne, nie zajmowała się nim w mojej obecności; dowodzi to, że ma dobre serce i jest delikatna, nieprawdaż, Garbusko? W końcu, uważam tę pannę za tak dobrą, tak szlachetną, iż w żadnej okoliczności nie wahałbym się udać do niej...
— Tak... słusznie mówisz — odpowiedziała Garbuska, coraz bardziej roztargniona.
Biedna dziewczyna mocno się zmartwiła... nie czuła ona żadnej zawiści, żadnej zazdrości względem nieznanej młodej panny, która swoją pięknością, bogactwem, delikatnem obejściem, należała do sfery wysokiej i świetnej. Lecz jednocześnie biedaczka czuła bardziej niż kiedykolwiek ciężar swej szpetności i nędzy.
A jdnakże tak pokorna i spokojna była rezygnacja tej szlachetnej istoty, że chyba to tylko obrażać ją mogło w Adrjannie Cardoville, że ofiarowała Agrykoli pieniądze, lecz uprzejmy sposób naprawienia tego uchybienia głęboko wzruszył Garbuskę.
Bądź co bądź serce jej się ściskało. Nie mogła powściągnąć łez, patrząc na przepyszny, pachnący kwiat, który dany miłą ręką tak szacownym musiał być dla Agrykoli.
— Teraz, kochana matko — odezwał się z uśmiechem kowal, nie spostrzegając przykrego wzruszenia Garbuski — skorom powiedział jedną historję... powiem i drugą, która także była przyczyną mego opóźnienia... Wchodząc do do-
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/274
Ta strona została skorygowana.