chleb, z drugiej strony stołu Garbuska, wziąwszy butelkę, nalała mu do srebrnego kubka.
W posługach tych dwóch dobrych kobiet widać było coś tkliwego dla tego, którego obiedwie kochały tak czule.
— Nie chcesz jeść ze mną? — odezwał się Agrykola do Garbuski.
— Dziękuję ci — odrzekła szwaczka, spuszczając oczy, — dopiero co jadłam.
— Ja też mówiłem ci tylko dla formy, gdyż wiem, że za nic w świecie nie jadłabyś ze mną... Zupełnie tak, jak moja matka, która sama tylko lubi jeść... a żałując sobie, krzywdzi się sama, a ja tego nie mogę widzieć...
— Ależ nie, moje dziecko, mało jadam, bo to dla mnie zdrowiej... i również dla zdrowia jadam wcześniej... A cóż, czy ci smakuje?
— Wybornie... to stokfisz... z rzepą... a ja przepadam za stokfiszem; urodziłem się doprawdy na rybaka z Nowej-Ziemi i tylko przez omyłkę zostałem kowalem.
W rzeczywistości dobry ten syn po ciężkiej pracy wcale nie uważał za stosowny posiłek z tego ckliwego przysmaku, który nawet przypalił się nieco podczas jego opowiadania historji o piesku, lecz dla zadowolenia matki, bynajmniej nie dał poznać po sobie, że mu ryba nie smakuje.
Poczciwa kobieta dodała więc z ukontentowaniem:
— Zaraz widać, jak ci ta potrawka smakuje... zrobię ci ją jeszcze w przyszły piątek i sobotę.
— Bardzo dziękuję kochanej mamie... tylko proszę, aby jej przez dwa dni zrzędu nie robiła, gdyż sprzykrzyćby mi się mogła.
— A! prawdę mówisz. A teraz pomyślmy, co będziemy robili jutro, w niedzielę.
— Będziemy się bawili; od kilku dni uważam, że ty, kochana matko, smucisz się czegoś... a ja nie znam powo-
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/277
Ta strona została skorygowana.