du... Zdaje mi się, że matka chyba nie jest ze minie zadowolona.
— Co! z ciebie?... moje dziecko... z ciebie... ty jesteś wzorem...
— Dobrze! dobrze!... Skoro tak, musisz dowieść mi, matko, żeś ze mnie kontenta, zabawimy się razem trochę, a może także i pani raczy mam towarzyszyć, jak ostatnim razem — rzekł Agrykola, kłaniając się Garbusce.
Ta zarumieniła się i spuściła oczy; twarz jej przybrała wyraz smutku i nic nie odpowiedziała.
— Moje dziecko, ty wiesz, że przez cały dzień modlę się — odpowiedziała synowi matka.
— Wybornie, to przynajmniej w wieczór?... Nie będę namawiał matkę, ażeby szła do teatru, ale powiadają, że jakieś tam przedziwne pokazują sztuki.
— Dziękuję ci,, mój kochany, zawsze to pewien rodzaj widowiska...
— Nie, kochana matko, przesadza ten, kto to mówi.
— Moje dziecko, alboż ja przeszkadzam robić innym, co im się podoba?
— To prawda.., przebacz mi, matko, a więc, jeżeli będzie pogoda, pójdziemy przejść się na bulwary z naszą Garbuską, wszak to już blisko trzy miesiące, jak z nami nie chodziła... a bez nas... nigdzie nie wychodzi.
— Nie, przejdź się sam, moje dziecko... użyj przynajmniej niedzieli.
— No, moja Garbusko, dopomóż mi namówić matkę.
— Wiesz, Agrykolo — odrzekła Garbuska, rumieniąc się i spuszczając oczy — wiesz, żem już wychodzić nie powinna... z tobą, i z twoją matką...
— A dlaczegóż to? Czy mógłbym spytać o przyczynę? — podchwycił wesoło Agrykola.
Dziewczyna smętnie uśmiechnęła się i odpowiedziła mu.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/278
Ta strona została skorygowana.