farbowany jestem... zafarbowałbym na zielono pani Franciszce całą podłogę.
— Tem lepiej, będzie wyglądała, jak murawa, a ja bardzo lubię wieś.
— Bez żartów, Agrykolo, mam ci coś powiedzieć, i to prędko.
— Może o człowieku, który podgląda?... daj mu pokój, cóż to nas może obchodzić?
— Nie, zdaje mi się, że odszedł, a przynajmniej mgła tak gęsta, iż nic nie widać... ale nie o tem chcę ci mówić... chodź więc prędko... bo.., bo to o ważną rzecz idzie — dodał farbiarz z tajemniczą miną — jest tu interes, który dotyczy ciebie samego...
— Co, mnie samego? — spytał Agrykola, wstając zadziwiony — cóż to może być?
— A idź, zobacz, moje dziecko, — wtrąciła Franciszka.
— Dobrze, pójdę, ale ani się domyślam, o co tam idzie.
I kowal wyszedł, zostawiwszy matkę z Garbuską.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/282
Ta strona została skorygowana.