Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/283

Ta strona została skorygowana.
IV.
POWRÓT.

Pięć minut nawet nie upłynęło, a już Agrykola powrócił. Na jego bladej twarzy znać było pomieszanie, w oczach miał łzy, ręce mu drżały; ale zarazem oblicze jego tchnęło szczęściem jakiemś i nadzwyczajnem rozczuleniem.
Stał przez chwilę we drzwiach, jakgdyby wzruszenie nie pozwalało mu zbliżyć się do matki.
Franciszka miała już tak osłabiony wzrok, iż zrazu nie zauważyła zmiany na twarzy syna.
— I cóż tam, moje dziecko?.. O co chodziło farbiarzowi? — zapytała.
Lecz zanim kowal zdążył odpowiedzieć, Garbuska zawołała:
— Ach! mój Boże... Agrykolo... cóż to jest? Dlaczegoś taki blady?
— Matko! — rzekł młody rzemieślnik zmienionym głosem, prędko zbliżając się do Franciszki i nie odpowiadając Garbusce, — kochana matko, możesz się spodziewać czgoś, co cię mocno zadziwi... ale przyrzecz. mi, że będziesz spokojna.
— Cóż to jest... Jak ty drżysz!... Spójrz na mnie!... Garbuska słusznie mówi — ty bardzo zbladłeś...
— Kochana matko... — Agrykola ukląkł przed Franciszką i ujął ją za ręce — trzeba... nie wiesz... ale...
Kowal nie mógł dokończyć, płacz radości tłumił mu głos.