Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/284

Ta strona została skorygowana.

— Ty płaczesz, moje dziecko... Przebóg! cóż to jest?... Przerażasz mnie!...
— Przerażam... o! nie... przeciwnie — odrzekł Agrykola, ocierając oczy; — ucieszysz się, bardzo się ucieszysz... Ale raz jeszcze proszę cię, abyś zachowała się spokojnie, gdyż zbyt wielka radość zaszkodzić może, tak samo jak zbyt wielkie zmartwienie....
— Jakto?
— Powiedziałem ci, że przybędzie... tak... mówiłem ci to....
Powstała z krzesła.
Lecz jej zdziwienie, jej wzruszenie było tak mocne, iż chwyciła się ręką za serce, aby przytłumić jego gwałtowne bicie, potem uczuła osłabienie.
Syn przytrzymał ją i dopomógł, aby znowu usiadła.
Garbuska stała do tego czasu na boku, nie mieszając się wcale do tej rozmowy, lecz teraz zbliżyła się nieśmiało, sądząc, że może być użyteczną, gdyż twarz Franciszki mieniła się coraz bardziej.
— Matko! nie trać przytomności, uspokój się — mówił kowal — już wszystko skończyło się dobrze, teraz już tylko cieszyć się będziemy szczęściem oglądania ojca.
— Mego biednego Baudoina... po osiemnasto-letniej rozłące... nie! temu uwierzyć nie mogę — rzekła Franciszka, łzami się zalewając. — Czy to prawda, ach, mój Boże! czy to tylko prawda?
— To jest taką prawdą... iż gdybyś mi, matko, przyrzekła, że nie będziesz nazbyt wzruszona... powiedziałbym ci, kiedy go zobaczysz.
— Ach! wkrótce... nieprawdaż?
— Tak... niezadługo.
— Ale kiedyż przybędzie?
— Może jutro... może dziś jeszcze.
— Dziś?...