Nie zdziwiło to jednak żony Dagoberta, tembardziej, że zadumała się, w jaki sposób pomieścić dziewczynki, gdyż, jak wiadomo, żołnierz nie uprzedził jej o swem przybyciu.
Wtem niespodzianie kilkakrotne, przytłumione szczekanie psa dało słyszeć się za drzwiami.
— A! to mój stary Ponury — rzekł Dagobert, otwierając drzwi swemu psu, — on także chce wejść, aby poznać rodzinę.
Ponury wbiegł wesoło; w minutę był, jak to mówią, już jak w swym własnym domu. Obtarłszy długi pysk najprzód o ręce Dagoberta, przyszedł z kolei do Róży i Blanki, do Franciszki i do Agrykoli; potem, widząc, że mniej nań zważano, podbiegł do Garbuski, która nieśmiało chowała się w najciemniejszym kącie izby: wtedy, idąc za przysłowiem: „przyjaciele naszych przyjaciół — są naszymi przyjaciółmi“, Ponury lizać zaczął ręce młodej wyrobnicy, o której wszyscy w tej chwili zapomnieli.
I dziwić się nie można, że pieszczoty te do łez wzruszyły Garbuskę; kilkakrotnie białą chudą ręką pogłaskała po głowie Ponurego, potem, sądząc, że już do niczego nie jest przydatną, gdyż uczyniła już wszystko, co uważała za potrzebne, wzięła piękny kwiat, podarowany jej przez Agrykolę, otworzyła drzwi lekko i wyszła tak nieznacznie, iż nikt nie spostrzegł jej odejścia.
— Biedna Franciszko — rzekł żołnierz, wskazując wzrokiem na Różę i Blankę — nie spodziewałaś się nigdy tak pięknych gości?
— Mój przyjacielu, mnie to tylko martwi — odpowiedziała Franciszka, — że panny, córki generała Simon, nie mają okazalszego mieszkania, niż nasze... bo oprócz tej izdebki i poddasza Agrykoli...
— Niema nic więcej?
— Są tu wprawdzie i piękniejsze pokoje, ale...
— Bądź spokojna — przerwał Dagobert — biedne te
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/288
Ta strona została skorygowana.