dzieci przywykły już przestawać na tem, co mieć mogą... jutro zrana, wziąwszy się za ręce z mym chłopcem, pójdziemy do ojca generała w fabryce pana Hardy i pomówimy z nim o interesach...
— Jutro, ojcze — rzekł Agrykola do Dagoberta — jutro nie zastaniesz w fabryce ani pana Hardy, ani ojca marszałka Simona...
— Co ty mówisz? — rzekł żywo Dagobert — marszałka?
— A tak, od roku 1830, przyjaciele generała Simon postarali się, aby mu przyznany został tytuł, który mu nadał cesarz po bitwie pod Ligny.
— Czy tak? — zawołał Dagobert ze wzruszeniem — o! nie powinno to mnie dziwić... bo zresztą postąpiono bardzo sprawiedliwie...
Potem, zwracając się do dziewcząt, rzekł:
— Słyszycie, moje dzieci... przybywacie do Paryża, jako córki księcia i marszałka... prawda, że tegoby o was nie pomyślano, widząc was w tej prostej izbie, moje księżniczki... ale cierpliwości, wszystkiemu da się zaradzić; ojciec Simon musiał być bardzo kontent, dowiedziawszy się, że syn jego odzyskał swój tytuł... co, Agrykolo?...
— Powiedział, że oddałby wszystkie stopnie i tytuły, byleby mógł oglądać syna... Zresztą, marszałek jest spodziewany lada chwila, gdyż ostatnie jego listy z Indji zapowiadają jego powrót.
Na te słowa Róża i Blanka spojrzały na siebie i łzy stanęły im w oczach.
— Bogu dzięki! ja i dzieci liczymy na ten powrót... ale dlaczegóż nie zastaniemy jutro w fabryce ani pana Hardy, ani ojca Simona?
— Przed dziesięcioma dniami wyjechali, aby obejrzeć i zbadać zakład fabryczny angielski, założony w jednym z południowych departamentów, ale lada dzień wrócą.
— Do kata... to mi nie na rękę... Sądziłem, że będę
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/289
Ta strona została skorygowana.