Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/291

Ta strona została skorygowana.

uczyniłaś, że chociaż tak uboga, przybrałaś biedne dziecko za swoje, wychowałaś je wraz z swojem własnem... O! to ślicznie, bardzo ślicznie!...
— Nie mówmy o tem, mój drogi, bo to rzecz bardzo prosta...
— Masz słuszność, ale ja ci to później wynagrodzę, zapisz to w swym rachunku... Tymczasem, ujrzysz go pewno jutro zrana...
— Kochany brat!... i on także przybywa — zawołał kowal — niechże teraz kto powie, że niema pewnych dni szczęśliwych!... A jakże się z nim spotkaliście, wy, mój ojcze?
— Co za wy?... mój chłopcze, czy to dlatego, że układasz śpiewki, nie chcesz do ojca mówić ty?
— Mój ojcze...
— Musisz mi mówić: ty... Co do Gabrjela, powiem ci zaraz, gdzie i jak spotkałem się z nim, bo mylisz się, jeżeli myślisz, że będziesz mógł spać; odstąpisz mi połowę swej izdebki... i będziemy gadali... Ponury pozostanie za drzwiami tej izby; oddawna on już przywykł znajdować się zawsze blisko tych dzieci.
— Ach! mój kochany mężu, a ja o niczem nie pomyślałam... ale widzisz... w takiej chwili... Może ty i panienki zjedlibyście wieczerzę... Agrykola przyniósłby co z traktjerni.
— Cóż wy na to, moje dzieci?
— Nie, dziękujemy, Dagobercie, nie chce się nam jeść, szczęśliwe jesteśmy...
— Jednakże napijcie się ciepłej wody z winem i cukrem, abyście się rozgrzały, moje kochane panienki — rzekła Franciszka — bo, jak na nieszczęście, w tej chwili niema nic lepszego.
— Tak, tak, dobrze mówisz, kochana Franciszko, biedne dzieciska utrudziły się; położysz je spać... Tymczasem ja pójdę z chłopcem do jego izdebki, a jutro raniuteńko, za-