Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/299

Ta strona została skorygowana.

łek Simon lub jego ojciec nie przybędzie do Paryża... Ach! słusznie mówisz, ta myśl przeraża mnie...
— Agrykolo — zawołała nagle Garbuska — gdybyś się udał do pana Hardy, on taki dobry, tak poważny, gdyby on za ciebie zaręczył, pewnoby ciebie nie prześladowano?
— Na nieszczęście, niema go teraz w domu, podróżuje z ojcem marszałka Simon.
Potem, znowu po chwili milczenia, dodał Agrykola, usiłując przezwyciężyć obawę:
— Ale nie, nie mogę wierzyć temu listowi... niech będzie co chce, wolę czekać skutku... Przynajmniej odniosę tę korzyść, że wykażę swoją niewinność zaraz przy pierwszem posłuchaniu... bo zresztą, mój Garbusku, czy to ja będę w więzieniu, czy przymuszony ukrywać się, w każdym razie moja rodzina pozbawiona zostanie mego zarobku...
— Ach! to prawda — rzekła dziewczyna — cóż więc czynić, mój Boże!... co czynić?...
— Ach, mój kochany ojciec! — pomyślał sobie Agrykola — jeżeli to nieszczęście jutro ma nastąpić... jakież będzie przebudzenie dla niego... dla niego, co tak wesoło zasnął.
I kowal zakrył twarz rękoma.
Na nieszczęście, obawy Garbuski nie były przesadzone, gdyż w owej epoce 1832 r. przed i po spisku przy ulicy Prouvaires, bardzo często aresztowano robotników.
Wtem Garbuska przerwała milczenie, od kilku minut trwające; żywy rumieniec wystąpił na jej twarz, na której malował się przymus, żal i nadzieja.
— Agrykolo, jesteś ocalony!... — zawołała.
— Co mówisz?
— Ta pani, tak piękna, tak dobra, co dała ci ten kwiat (tu Garbuska wskazała na kwiat), tak delikatnie poweto-