Ubrany był w czarną sutannę i w okrągły kapelusz na głowie.
Poznać przybranego brata i rzucić się w jego objęcia, było to dla Agrykoli dziełem jednej chwili.
— Mój brat!
— Agrykola!
— Gabrjel!
— Po tak długiej niebytności znowu się oglądamy!...
To były słowa kowala i misjonarza, witających się we wzajemnym uścisku.
Dagobert, wzruszony i ucieszony temi braterskiemu uniesieniami, od łez wstrzymać się nie mógł.
W istocie było coś tkliwego w uczuciach tych dwóch młodzieńców, tak podobnych do siebie sercem, a tak się różniących powierzchownością, gdyż przy mężnej postawie Agrykoli jeszcze delikatniejszą wydawała się anielska fizjognomja Gabrjela.
— Ojciec uprzedził mnie o twem przybyciu — rzekł wreszcie kowal do swego przybranego brata.
— Spodziewałem się co chwila, że zobaczę się z tobą... a jednakże radość moja jest większa stokroć jeszcze, aniżeli myślałem.
— A moja kochana matka? — spytał Gabrjel serdecznie ściskając rękę Dagoberta — czy zastałeś ją zdrową?
— Tak, moje dziecko, a jej zdrowie stokroć się jeszcze pokrzepi, kiedyśmy ot wszyscy się zgromadzili... nic zdrowszego nad radość...
Potem, zwracając się do Agrykoli, który, zapominając o obawach, wpatrywał się w misjonarza z wyrazem niewymownego przywiązania:
— Patrz, twarz jak u młodej dziewczyny, a Gabrjel odważny jest jak lew... gdyż powiedziałem ci, z jakiem poświęceniem ratował córki marszałka Simon i jeszcze chciał i mnie ratować...
— Ale, Gabrjelu, cóż to masz na czole? — zawołał na-
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/308
Ta strona została skorygowana.