ga twoja jest wielka, gdyż po bitwie okropny musi być dla dobrego serca widok poległych ludzi...
— Ach, i teraz mrowie przechodzi po mnie, skoro o tem wspomnę — rzekł Dagobert. — Ale powiedz, jakże to uratowałeś się od śmierci?
Na to pytanie Dagoberta, Gabrjel zadrżał i tak widocznie zarumienił się, iż żołnierz rzekł do niego:
— Jeśli nie wolno ci, lub jeżeli nie możesz odpowiedzieć na to moje zapytanie... wystaw sobie, że ja nic nie mówiłem.
— Nie mam nic do ukrywania, ani przed tobą, ani przed bratem... — odrzekł misjonarz zmienionym głosem. — Tylko trudnoby mi było wytłómaczyć ci należycie, czego sam dobrze nie pojmuję...
— Jakto? — podchwycił zdziwiony Agrykola.
— Bezwątpienia — odparł Gabrjel, rumieniąc się — musiało to być złudzenie zmysłów, w ostatniej chwili, gdym oczekiwał śmierci... mój osłabiony umysł mylił się pozorami... jak mogła owa kobieta...
— O jakiej to kobiecie mówisz? — przerwał kowal ze zdziwieniem.
— Kobieta cię ocaliła? — dodał Dagobert, również bardzo zdziwiony.
— Tak, — odpowiedział Gabrjel, zamyślony — kobieta młoda i piękna...
— A któż ona była?... zagadnął Agrykola.
— Nie wiem... kiedym ją zapytał... odpowiedziała mi: jestem siostrą cierpiących.
— A skąd przybyła? dokąd dążyła? — pytał Dagobert, którego to szczególnie zajmowało.
— Idę tam, gdzie cierpią... odpowiedziała mi — mówił dalej misjonarz — tam, gdzie śnieg leży wiecznie..
Agrykola pojąć nie mógł, jak się stało, i zapytał:
— Jakim więc sposobem ta kobieta przybyła ci na pomoc?
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/313
Ta strona została skorygowana.