Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/33

Ta strona została skorygowana.

— Tak więc, stary żołnierz tego rozbójnika Napoleona zda się tylko na praczkę, a bić się nie chce!...
— Nie chce bić się... odpowiedział Dagobert mocnym głosem, ale okropnie bledniejąc.
Nigdy może żołnierz nie okazał sierotom, powierzonym swojej opiece, większego dowodu przywiązania i poświęcenia. Dla człowieka jego charakteru, dać się bezkarnie znieważać, i nie przyjmować wyzwania, było nadzwyczajnie wielką ofiarą.
— A więc, jesteś podły... jesteś tchórz... sam się przyznajesz...
Na te słowa Dagobert zacisnął pięści i już miał rzucić się na Moroka, gdy obezwładniła go myśl o dwojgu dzieciach, i o smutnych przeszkodach, jakie pojedynek, szczęśliwy lub nieszczęśliwy, mógłby nasunąć ich podróży.
Ale uniesienie gniewu żołnierza, lubo chwilowe, tak było znaczącem, wyraz jego surowej twarzy, bladej i oblanej potem, tak straszny, że Morok i ciekawi widzowie cofnęli się.
Głębokie milczenie panowało przez kilka sekund, a przez nagłą odmianę, życzliwość powszechna obecnych przechyliła na stronę Dagoberta. Jeden z widzów rzekł do otaczających:
— Nie, ten człowiek nie jest tchórzem...
— Nie, doprawdy — powtórzył drugi.
— Więcej mu potrzeba odwagi do odrzucenia wyzwania, niżeli do przyjęcia... Zresztą Morok niedobrze postąpił, szukając z nim kłótni; wszak to cudzoziemiec...
— I jako cudzoziemiec, gdyby się pojedynkował i został złapany, posiedziałby długi czas w więzieniu...
— A oprócz tego — dodał inny — on podróżuje z dwiema panienkami. Czyliż w takiem położeniu wypada mu bić się za lada fraszkę? Gdyby był zabity lub uwięziony, cóżby się stało z biednemi dziećmi?...
Dagobert obrócił się ku mówiącemu te słowa. Był to