— Jakto!... śmiesz mi odmówić spełnienia rozkazów księżnej?
— Tak, śmiem nie chcieć obudzić mej pani przed czasem, jaki mi oznaczyła.
— Otóż-to skutki ślepej dobroci księżnej pani dla swej siostrzenicy — mówiła jejmość coraz smutniejszym tonem. — Panna Adrjanna już nie zważa na rozkazy swej ciotki i otacza się młodemi, co to od rana zaraz stroją się, jak...
— Jak pani możesz obmawiać, ty, co niegdyś byłaś najzalotniejszą ze wszystkich kobiet u księżnej... mówiono o tem w pałacu od pokolenia do pokolenia, aż do naszych czasów.
— Jakto, od pokolenia do pokolenia?.. Cóż ja sto lat już mam, czy co!... To impertynencja.
— Ja mówię o pokoleniach pokojówek, gdyż, prócz pani, mało która wytrzyma dwa, trzy lata u księżnej. Zanadto ona cnotliwa... dla tych dziewcząt...
— Panno! proszę nie mówić tak o mej pani... której imię na klęczkach tylko wspominać należałoby...
— A jednakże... gdyby chciano źle mówić...
— Panna śmiesz!...
— A wczoraj wieczór... o wpół do dwunastej...
— Wczoraj wieczór?...
— Dorożka zatrzymała się o kilka kroków od pałacu... jakaś tajemnicza osoba, okryta płaszczem, wysiadła z niej, zapukała ostrożnie nie do drzwi, ale w okno odźwiernego... a o pierwszej zrana dorożka jeszcze stała na ulicy... ciągle czekając na tajemniczą osobę w płaszczu... która przez cały ten czas wymawiała pewno, jak dopiero powiedziałaś pani, imię księżnej... na klęczkach...
Czy to, że pani Grivois nie była uwiadomiona o odwiedzinach, które Rodin złożył wczoraj księżnej Saint-Dizier, skoro się dowiedział o przybyciu do Paryża córek generała Simon, czy też pani Grivois udawała, że nie wie o tych
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/338
Ta strona została skorygowana.