odwiedzinach, dość, że odpowiedziała, z pogardą tylko wzruszając ramionami:
— Nie rozumiem, co panna chcesz powiedzieć i nie poto przyszłam tu, abym słuchała takich niedorzecznych baśni, raz jeszcze pytam, czy zaprowadzisz mnie panna do panny Adrjanny, czy nie?
— Powtarzam pani, że moja pani śpi i że zabroniła mi przychodzić do siebie przed dwunastą.
Rozmowa ta toczyła się w niejakiej odległości od pawilonu, którego przedsionek widać było w końcu dość długiej alei...
Nagle pani Grivois zawołała z przestrachem, wskazując ręką w tę stronę.
— Co to! czy to podobna... cóż to ja widzę?
— Cóż takiego, cóżeś pani zobaczyła? — zapytała Żorżetta, odwracając się.
— Kogo widziałam?... — powtórzyła pani Grivois zdumiona.
— Nie domyślam się.
— Pannę Adrjannę!...
— A gdzie to?
— Szła prędko na schody... Dobrze ją poznałam po jej chodzie, po jej kapeluszu i po płaszczyku... Powracać do domu o ósmej godzinie rano! — zawołała pani Grivois — ależ to nie do uwierzenia.
— Pannę Adrjannę?... widziałaś pani?... — odparła Żorżetta i głośno śmiać się zaczęła.
— Aha!... rozumiem... chcesz się pani pomścić za moją prawdziwą historję o wczorajszej dorożce... To bardzo zręcznie!
— Powtarzam ci, że w tej chwili widziałam...
— Cóż znowu! pani Grivois, jeśli na serjo chcesz to utrzymywać, chyba ci się przewróciło w głowie...
— Mnie w głowie się przewróciło... dlatego, że mam dobre oczy... Furtka, którą się wychodzi na ulicę, jest nawprost alei blisko pawilonu, temi to pewno drzwiczkami
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/339
Ta strona została skorygowana.