Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/363

Ta strona została skorygowana.

— Pani — rzekł Agrykola zmieszany — nie omyliłem się, mnie to pewno szukają.
— Co pan mówisz?
— Zdawało mi się, że ktoś za mną idzie, zacząwszy od ulicy Saint-Mery... Niema już wątpliwości; widziano, jak tu wchodziłem i chcą mnie aresztować... Teraz, pani, gdy raczyłaś obiecać opiekę mej matce... kiedy już nie mam potrzeby troszczyć się o córki marszałka Simon... teraz, żeby pani nie narazić na najmniejszą nieprzyjemność, biegnę, aby sam się oddać w ich ręce.
— Nie czyń pan tego — rzekła żywo Adrjanna — bez potrzeby narażać swoją wolność? Zresztą Żorżetta może się mylić... ale w każdym razie, proszę cię, zaczekaj... Wiesz, że u nas w Paryżu, gdy kogo wsadzą do więzienia, nieprędko wypuszczą, a dopóki nie jesteś aresztowany, łatwiej przyjdzie zakończyć tę sprawę.
— Proszę pani — rzekła Hebe, wchodząc także niespokojna — jakiś mężczyzna pukał do furtki i pytał, czy tu nie wszedł młody rzemieślnik w niebieskiej bluzie. Dodał, że osoba, której szuka, nazywa się Agrykola Baudoin... że coś ważnego miano mu powiedzieć.
— To moje nazwisko — rzekł Agrykola — jest to podstęp, aby mnie stąd wywołać...
— Zapewne — przyznała Adrjanna — trzeba więc wyprowadzić w pole tego jegomościa... Cóżeś odpowiedziała? — spytała, zwracając się do Hebe.
— Odpowiedziałam, proszę pani, że nie widziałyśmy żadnego młodego mężczyzny w niebieskiej bluzie.
— Wybornie... A on co na to?
— Oddalił się.
— Ażeby powrócić za chwilę — zauważył Agrykola.
— Bardzo być może — podchwyciła Adrjanna. — Dlatego musisz pan pozostać tu kilka godzin... Na nieszczęście ja muszę w tej chwili iść do księżnej Saint-