ci lękać się wypadało, już pięć nie może, albo nie będzie mogło szkodzić ci... Pozostaje więc moja siostrzenica... i wiesz, że czekałam tylko na twoje przybycie, aby chwycić się ostatecznego środka... Już wydałam rozporządzenia, i nawet dziś zrana... zaczniemy działać.
— Czy twoje podejrzenia po ostatnim liście powiększyły się jeszcze?
— Tak... pewna jestem, że ona wie lepiej, niżeliby to okazać chciała, i w takim razie jest najniebezpieczniejszą naszą nieprzyjaciółką.
— Takie było zawsze i moje zdanie... Dlatego też radziłem już przed sześcioma miesiącami, abyś użyła w każdym razie takich środków, jakich użyłaś, aby nasunąć jej myśl mieszkania oddzielnie, z zupełną swobodą, której skutki czynią już łatwem dziś to, co inaczej byłoby niepodobieństwem...
— Nakoniec — rzekła księżna z wyrazem szatańskiej, nienawistnej radości — złamiemy ten nieugięty charakter; pomszczę się przecie za tyle zuchwałych docinków, które strawić musiałam, byle nie obudzić jej podejrzliwości, ja... ja, com dotąd tyle wycierpiała... bo to Adrjanna, jakby uwzięła się, niebaczna: aby gniewać mnie na siebie...
— Kto ciebie obraża... mnie obraża... wiesz o tem; moja nienawiść jest twoją nienawiścią...
— I ty nawet... ileż to razy byłeś celem jej dotkliwej ironji!...
— Moje domysły rzadko mnie omyliły... pewny jestem, że ta dziewczyna może być dla nas nieprzyjacielem niebezpiecznym... bardzo niebezpiecznym — rzekł margrabia głosem prędkim, z przyciskiem.
— Dlatego też potrzeba tak z nią postąpić, ażebyśmy już nie potrzebowali się jej obawiać — odpowiedziała pani Saint-Dizier, wpatrując się w margrabiego.
— Czy widziałaś się z doktorem Baleinier i podopiekunem panem Tripeaud? — zapytał margrabia.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/384
Ta strona została skorygowana.